[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślał o przejściu na sąsiedni statek.Znalazł komin; nie było źle, zboku wystawały zagięte pręty tworzące drabinę.Wspiął się na górę.    - Słyszeliście coś?    Jeszcze jeden pręt i już był na szczycie, tuż obok krzyczącego,czarnego owalu ust, otworu ciemniejszego niż noc wokoło.Nie mógł już dalej iść,chyba żeby do środka.Zamachał ramieniem nad pustką, gdy noga mu się poślizgnęłai już zaczął zsuwać się w głąb mrocznego tunelu, lecz w ostatniej chwili dłońznalazła wsparcie na poprzecznej sztabie w kominie - nierównym, pordzewiałym ipokrytym tłustą czernią kawałku metalu.Wspiął się na krawędź i usiadł na niejokrakiem.Przytrzymał się blach i spojrzał na gwiazdy.Teraz, gdy głosy byłytylko odległym pomrukiem, widział gwiazdy tak, jak nie widywał ich dotychczasnigdy.Czy to były nowe gwiazdy? Kolorowe.Tych barw przedtem nie zauważał.    Palce mu zdrętwiały, nogi zaczął ogarniać skurcz, gdystwierdził, że nie słyszy już głosów.Nie wiedział, czy da radę zejść, przezchwilę pomyślał, że spadnie w czeluść bezdennego, mrocznego tunelu, co nie byłojuż wcale tak atrakcyjne, jak z początku.W końcu zdołał rozprostować nogi.Sforsował krawędź i znalazł wystające z gładzi pomalowanego metalu szczeble.    Gdy ktoś urodzi się na statku i żyje na statkach, są one dlaniego czymś tak normalnym jak ulice dla innych.Billy wiedział, że jeżeli uda musię dostać na sam dziób i wystarczająco mocno odbije się stopami, to zdoławylądować na rufie sąsiedniego statku.Były jeszcze inne sposoby przedostawaniasię ze statku na statek, pozwalające nie korzystać z trapów i kładek.Używał ichczasem.Nawet po zmroku.Bez chwili namysłu ruszył w drogę.Był już bliskobrzegu, gdy poczuł jak ból rozdziera mu bosą stopę.Nadepnął na zardzewiałą,stalową cumę, która igiełkami drutów utkwiła głęboko w ciele.Usiadł i spróbowałpo omacku uwolnić stopę.Gdy tak siedział oparty o barierkę, zaczął się trząść.Zrozumiał, że policji wymknął się tylko przez przypadek.    Szukali go i wiedzieli kim jest!    Rzeczywistość zaczynała do niego docierać.Policja ustaliłajego tożsamość i odnalazła go, i gdyby nie wyszedł akurat na mostek, już by gomieli.    Gdy dotarł do brzegu, niebo rozjaśniało się z wolna.Sylwetkamiasta rysowała się mrocznym konturem.Wyszedł daleko od skupiska zacumowanychstatków.Wydawało mu się, że dostrzega ludzi kręcących się w pobliżu DwudziestejTrzeciej Ulicy, ale z tej odległości nie mógł wiedzieć na pewno.    Skoczył na nabrzeże i pobiegł ku rzędowi szop.Mała, bosa,umazana kopciem, ciężko wystraszona postać.Szybko zniknął w cieniach.następny    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nowe.htw.pl
  •