[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.¯a³osna naiwnoœæ.I pazernoœæ, nie zapominajmy: pazernoœæ.Przypadkiem wpada na Cynthiê.Ona jest w tym czasie zaledwie œliczn¹ biuralistk¹, nie zwraca na niego uwagi, myœli, ¿e to zwyk³y œwir, a potem troszkê j¹ jednak zaciekawia ta jego dziwacznoœæ i ka¿e mi go obejrzeæ I wie pan co? Nagle oœwieca nas, ¿e facet mówi prawdê.Facet mówi prawdê! To rzeczywisty, prawdziwy bóg z ca³ym orê¿em boskich mocy.I to nie jakiœ tam pierwszy lepszy bóg, lecz ten najwa¿niejszy.Ten, od którego zale¿y moc wszystkich innych.I on chce zagraæ w reklamówce.Powtórzmy to sobie jeszcze raz, dobrze? W re-kla-mów-ce! Ta myœl zapar³a nam dech.Czy ten facet nie zdaje sobie sprawy, co posiada? Nie wyobra¿a sobie, co móg³by osi¹gn¹æ, dysponuj¹c tak¹ moc¹? NajwyraŸniej nie.I muszê panu powiedzieæ, ¿e by³a to najbardziej zdumiewaj¹ca chwila w naszym ¿yciu.Zdu-mie-wa-j¹-ca.I powiem panu: Cynthia i ja zawsze mieliœmy poczucie, ¿e jesteœmy wyj¹tkowi i ¿e przydarzy nam siê coœ wyj¹tkowego.No i proszê: przydarzy³o siê.Ale niech pan s³ucha dalej.Nie jesteœmy pazerni.Nie chcemy dla siebie ca³ej potêgi, ca³ego tego bogactwa.Chcê powiedzieæ, ¿e tylko tak patrzymy sobie na ten nasz œwiat.Ten ca³y pieprzony œwiat.Gdybyœmy zechcieli, moglibyœmy go mieæ na w³asnoœæ.Ale kto by chcia³ mieæ na w³asnoœæ œwiat? Pomyœl pan, ile to k³opotu.Nie chcemy nawet ogromnych bogactw, razem z tymi wszystkimi prawnikami i ksiêgowymi, z jakimi trzeba by siê wtedy u¿eraæ.Wiem, co mówiê - sam jestem prawnikiem.OK, mo¿na naj¹æ ludzi, ¿eby pilnowali naszych prawników i ksiêgowych, ale kto niby mia³by to byæ? Kolejni prawnicy i ksiêgowi.A wie pan, nawet nie mamy ochoty braæ na siebie takiej odpowiedzialnoœci.To za wiele.No wiêc, wtedy przychodzi mi do g³owy taki pomys³.To tak jakby kupiæ wielk¹ posiad³oœæ, a potem odsprzedaæ to, czego samemu siê nie chce.W ten sposób dostaje siê to, czego siê chce, a przy okazji wielu innych tak¿e dostaje to, czego chce, tyle ¿e dostaj¹ to za moim poœrednictwem, s¹ wiêc mi trochê zobowi¹zani, a musz¹ dobrze o tym pamiêtaæ, poniewa¿ podpisuj¹ œwistek, na którym jest napisane, jak bardzo s¹ mi zobowi¹zani.A z tego sp³ywaj¹ pieni¹dze, z których op³acamy naszemu panu Odynowi jego bardzo, bardzo, bardzo drog¹ prywatn¹ opiekê medyczn¹.Sami wiêc nie posiadamy zbyt wiele, panie Gently.Jeden czy dwa umiarkowanie przyjemne domy.Jeden czy dwa umiarkowanie przyjemne samochody.Wiedziemy mi³y ¿ywot.Naprawdê, bardzo, bardzo przyjemny.Nie potrzebujemy zbyt wiele, poniewa¿ wszystko, czego potrzebujemy, zawsze ktoœ nam udostêpni, zawsze ktoœ nam za³atwi.To, czego ¿¹daliœmy, by³o w zaistnia³ych okolicznoœciach ¿¹daniem bardzo rozs¹dnym, a dotyczy³o tego, ¿e nie chcemy wiêcej o tym s³yszeæ.Odbieramy nasze skromne zamówienie i odchodzimy z uk³onem.Nie chcemy nic, poza absolutn¹ cisz¹ i spokojem, i poza przyjemnym ¿yciem, bo Cynthia bywa czasem trochê nerwowa.OK.No, a co siê dzieje dzisiaj rano? Na progu naszego domu! To obrzydliwe.To naprawdê obrzydliwy numerek.A wie pan, jak do tego dosz³o? Oto jak do tego dosz³o.Znów zjawia siê nasz niedu¿y przyjaciel, pan Toe Rag, i próbuje tych swoich sztuczek w stylu adwokata-wudu.To takie ¿a³osne.Zabawia siê, marnotrawi mój czas na te wszystkie triki, sztuczki, odsy³anie od Annasza do Kajfasza, a potem próbuje mnie niepokoiæ, przedstawiaj¹c rachunek za swój stracony czas.Ale to nic.To praca pozorna.Wszyscy prawnicy tak robi¹.Wiêc ja na to: OK, biorê ten twój rachunek, nie obchodzi mnie, co na nim jest.Dajesz mi swój rachunek, a ja dopilnujê, ¿eby ktoœ to za³atwi³.I wszystko jest OK.A on mi go daje.Dopiero póŸniej orientujê siê, ¿e tam jest taka jedna chytra klauzula.No to co? Próbuje byæ sprytny.Podrzuci³ mi parz¹cy ziemniak.Wie pan, w przemyœle p³ytowym pe³no jest takich ziemniaków.Po prostu trzeba komuœ nakazaæ, ¿eby siê nim zaj¹³.Zawsze znajd¹ siê tacy, którzy z przyjemnoœci¹ coœ ci za³atwi¹, kiedy pn¹ siê po szczeblach drabiny.A jeœli nadaj¹ siê na swój szczebel, sami z kolei zlec¹ to komuœ innemu.Dostajesz parz¹cy ziemniak - przekazujesz go dalej.Ja przekaza³em.Wie pan, jest mnóstwo ludzi, którzy s¹ szczêœliwi, kiedy tylko mog¹ coœ dla mnie za³atwiæ I wie pan co? Zabawnie patrzeæ, jak daleko i jak szybko wêdrowa³ ten konkretny ziemniak.£atwo da³o siê zauwa¿yæ, kto jest sprytny, a kto nie.Ale w koñcu ziemniak l¹duje tu¿ za murem mojego ogródka i, jak siê obawiam, ktoœ w koñcu dostaje tê klauzulê o karze.Woodshead to kosztowny drobiazg i wydaje mi siê, ¿e pañscy klienci mog¹ siê na nim nieŸle przejechaæ.Mamy ich w garœci.Moglibyœmy spokojnie wszystko odwo³aæ.Niech mi pan wierzy, mam ju¿ wszystko, czego móg³bym zapragn¹æ.Ale niech pan pos³ucha, panie Gently.S¹dzê, ¿e rozumie pan moj¹ sytuacjê.Byliœmy ze sob¹ doœæ szczerzy i dobrze mi to zrobi³o.Mam oczywiœcie na uwadze pañsk¹ wra¿liwoœæ, a jestem w stanie sprawiæ, ¿eby zdarzy³o siê wiele ró¿nych rzeczy.Mo¿e zatem przeszlibyœmy do którejœ z potencjalnych form wynagrodzenia.Wszystko, czego pan za¿¹da, panie Gently, mo¿e siê spe³niæ.- Widzieæ pana martwym, panie Draycott - odpar³ Dirk.- Chcia³bym jedynie widzieæ pana martwym.- No có¿, w takim razie ja te¿ mam ciê w dupie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nowe.htw.pl
  •